Przez kilka ostatnich lat Kapituła pracowała nad rozwikłaniem zagadek miasteczka M**. Piękny zabytkowy zespół willowy miasteczka jest dewastowany, a w nim historie jak ze scenariusza horroru kręconego przez......mistrza absurdu Stanisława Bareję.
Jak pokazały dogłębne badania które Kapituła wykonała i udokumentowała częściowo (tutaj) wydaje się, że przyczyną nieszczęść miasteczka M okazał się wielki bałagan jaki może się wytworzyć tylko rozpanoszona biurokracja w miejscu do którego nikt się nie poczuwa. Trochę jak w starym zamku, który okoliczna gawiedź traktuje jako miejsce alkoholowych libacji oraz źródło cegły rozbiórkowej. Niby wszystkim to przeszkadza, ale nikt nie poczuwa się aby coś z tym zrobić. Wydaje się to bardzo dziwne w miejscu w które od początku swojego istnienia było siedliskiem klasy średniej. Klasa średnia ma to do siebie, ze instynktownie czuje się właścicielem miejsca z którym jest związana i instynktownie nie postrzega instytucji państwowych jako jednostek, które z własnej inicjatywy zaadresują nawet palące problemy.. Gdzie się podziali ci wszyscy średniacy, że wszystkie bareizmy z miasteczka M** nie tylko stały się możliwe, ale również tak długo przechodziły niezauważone? Poszukiwanie zaginionej klasy średniej zacząć wypada od kilku wyjaśnień odnośnie tego czym klasa średnia właściwie jest i jaki jest jej związek z biurokracją |
|

1. Klasa średnia a biurokracja
Powiedzenie, ze klasa średnia i biurokracja się nawzajem wykluczają byłoby pewna przesadą. Prawdziwe jest natomiast twierdzenie, ze nieefektywna, panosząca się wszędzie biurokracja nie może współistnieć z silną klasą średnią. Dlaczego?
W uproszczeniu można powiedzieć, że klasa średnia jest to grupa ludzi generujących średni dochód, posiadających średniej wielkości majątek, prowadzących średniej wielkości przedsiębiorstwa. Średni dochód sprawia, ze są w dużym stopniu niezależni przynajmniej od lokalnej biurokracji, często bowiem maja w okolicy większy autorytet niż nawet najwyższy obecny tam biurokrata. Jest im również obcy nabożny stosunek do biurokratycznej machiny, która najczęściej nie jest bynajmniej obsługiwana przez ludzi, którzy mogą się poszczycić lepszym wykształceniem czy lepsza oceną sytuacji. A nie postrzeganie biurokracji jako piątego żywiołu nad którym nie można zapanować jest warunkiem koniecznym do jej okiełznania.
Do tego przedstawiciele klasy średniej płaca relatywnie wysokie podatki i jednocześnie są przyzwyczajeni do liczenia tego co można za posiadane pieniądze otrzymać. Oczekują więc, ze w zamian za ponoszenie kosztów utrzymania państwa będą otrzymywali wymierne korzyści - na przykład czyste i bezpieczne otoczenie. Ogólnie jednak, jak pokazuje historia średniacy nie widza korzyści z płacenia wysokich podatków i im więcej mają do powiedzenia w danym państwie tym niższe są podatki, a tym samym jest mniej pieniędzy na nieefektywna biurokrację.
Najważniejsza jednak przyczyna dla której klasa średnia wchodzi w konflikt z biurokracją jest to, ze gdy biurokracja w danym państwie wymyka się spod kontroli to właśnie klasa średnia jest jej pierwszą ofiarą. Biurokracja potrzebuje bowiem pieniędzy i zajęcia. Pieniądze zdobywa poprzez duszące klasę średnią podatki, Zajęcie znajduje sobie mnożąc regulacje, które najbardziej utrudniają życie przyzwyczajonej do znacznej niezależności i swobody klasie średniej.
Ogółem rzecz biorąc klasa średnia optuje zawsze za małym, sprawnym państwem nie wchodzącym w drogę obywatelom pomimo iż oznacza to, że musi wziąść na siebie część jego zadań. Im silniejsza jest więc ta grupa tym bardziej okiełznana i mniej panosząca jest biurokracja.
Powiedzenie, ze klasa średnia i biurokracja się nawzajem wykluczają byłoby pewna przesadą. Prawdziwe jest natomiast twierdzenie, ze nieefektywna, panosząca się wszędzie biurokracja nie może współistnieć z silną klasą średnią. Dlaczego?
W uproszczeniu można powiedzieć, że klasa średnia jest to grupa ludzi generujących średni dochód, posiadających średniej wielkości majątek, prowadzących średniej wielkości przedsiębiorstwa. Średni dochód sprawia, ze są w dużym stopniu niezależni przynajmniej od lokalnej biurokracji, często bowiem maja w okolicy większy autorytet niż nawet najwyższy obecny tam biurokrata. Jest im również obcy nabożny stosunek do biurokratycznej machiny, która najczęściej nie jest bynajmniej obsługiwana przez ludzi, którzy mogą się poszczycić lepszym wykształceniem czy lepsza oceną sytuacji. A nie postrzeganie biurokracji jako piątego żywiołu nad którym nie można zapanować jest warunkiem koniecznym do jej okiełznania.
Do tego przedstawiciele klasy średniej płaca relatywnie wysokie podatki i jednocześnie są przyzwyczajeni do liczenia tego co można za posiadane pieniądze otrzymać. Oczekują więc, ze w zamian za ponoszenie kosztów utrzymania państwa będą otrzymywali wymierne korzyści - na przykład czyste i bezpieczne otoczenie. Ogólnie jednak, jak pokazuje historia średniacy nie widza korzyści z płacenia wysokich podatków i im więcej mają do powiedzenia w danym państwie tym niższe są podatki, a tym samym jest mniej pieniędzy na nieefektywna biurokrację.
Najważniejsza jednak przyczyna dla której klasa średnia wchodzi w konflikt z biurokracją jest to, ze gdy biurokracja w danym państwie wymyka się spod kontroli to właśnie klasa średnia jest jej pierwszą ofiarą. Biurokracja potrzebuje bowiem pieniędzy i zajęcia. Pieniądze zdobywa poprzez duszące klasę średnią podatki, Zajęcie znajduje sobie mnożąc regulacje, które najbardziej utrudniają życie przyzwyczajonej do znacznej niezależności i swobody klasie średniej.
Ogółem rzecz biorąc klasa średnia optuje zawsze za małym, sprawnym państwem nie wchodzącym w drogę obywatelom pomimo iż oznacza to, że musi wziąść na siebie część jego zadań. Im silniejsza jest więc ta grupa tym bardziej okiełznana i mniej panosząca jest biurokracja.

2. Cały ten absurd (pierwszy sekret biurokracji)
Zacznijmy od wyjaśnienia czym w gruncie rzeczy jest i skąd się bierze biurokracja. Otóż pojawia się ona nieuchronnie w każdej wielkiej strukturze. Posłużmy się prostym przykładem. Wiadomo, że jak ktoś ma kilka krów to może wydoić je sam, gdy jest ich kilkadziesiąt to może wynająć pracowników do dojenia, a sam tylko ich nadzorować . Gdy krów robi się kilkaset, to już właściciel sam dopilnować wszystkiego nie jest w stanie i musi zatrudnić nadzorujących dojących, którzy zdają mu raporty. Gdy ilość krów się powiększa to potrzebna jest jeszcze grupa ludzi, którzy te raporty przeczytają i napiszą podsumowanie. Do tego trzeba jeszcze dodać ludzi do sprawdzania czy raporty te są zgodne z prawdą, a następnie utworzyć komórkę sprawdzającą czy ci tez nie ściemniają. Aby mieć dobry nadzór trzeba jeszcze dodać dodatkowy wydział sprawdzający czy zachowane są odpowiednie standardy i jakość, a pracownicy nie kradną oraz zapewnić tym niezależnym audytorom też odpowiedni nadzór. I z tego robi się już prawdziwa biurokracja, czyli machina zarządzająca i kontrolująca produkcję w bardzo dużym przedsiębiorstwie mleczarskim.
Przeciętny biurokrata pracujący w naszej przykładowej firmie mleczarskiej nie musi mieć jakiegokolwiek pojęcia o krowach czy dojeniu. W skrajnych przypadkach może nawet nie wiedzieć czym się zajmuje firma w której pracuje czy z czego ciągnie ona zyski. O takich drobiazgach jak technologia produkcji nie warto nawet wspominać. Jedyną rzeczą jaka najczęściej jest w zakresie jego zainteresowań są tabelki, raporty w których się muszą zgadzać rzeczy, ze które według opisu w podpisanej umowie o pracę jest odpowiedzialny. Jeżeli płacą mu za to by dopilnował, aby do danego punktu skupu odstawiono sto 10-litrowych baniaczków, to wcale nie musi się czuć zobowiązany do sprawdzenia czy są one wypełnione mlekiem czy soda kaustyczną. Na dobrą sprawę może nawet nie wiedzieć co w nich być powinno. Oczywiście jeżeli sprawdzenie tego co w nich ma być dostarczone nie leży w zakresie jego wyszczególnionych w umowie obowiązków. Ilość takich absurdów ma tendencję do narastania w sposób logarytmiczny w miarę rozrostu biurokracji i dywersyfikacji produkcji przedsiębiorstwa na przykład np. do mleka koziego i owczego, albo twarogu chudego i tłustego.
Powyżej pewnej wielkości rozdęta biurokracja przejada cały dochód wyprodukowany przez nieszczęsne krowy i w zasadzie nie gwarantuje niczego poza generowaniem kolejnych absurdów.
Zanim jednak doszłoby do takiej sytuacji opisana firma mleczarska by zbankrutowała co ogranicza żerowanie biurokracji na prywatnych przedsiębiorstwach, które muszą jednak pokazać jakiś zysk, aby przetrwać. Państwo teoretycznie też. Jednak w praktyce może ten moment odłożyć zwiększając podatki, zwiększając dług lub wymyślając inne kreatywne sposoby udawania, że ma pieniądze chociaż ich nie ma.
Nic więc dziwnego, ze właśnie w obrębie instytucji państwowych hodowano największe biurokratyczne absurdy i to od czasów starożytnych.
Zacznijmy od wyjaśnienia czym w gruncie rzeczy jest i skąd się bierze biurokracja. Otóż pojawia się ona nieuchronnie w każdej wielkiej strukturze. Posłużmy się prostym przykładem. Wiadomo, że jak ktoś ma kilka krów to może wydoić je sam, gdy jest ich kilkadziesiąt to może wynająć pracowników do dojenia, a sam tylko ich nadzorować . Gdy krów robi się kilkaset, to już właściciel sam dopilnować wszystkiego nie jest w stanie i musi zatrudnić nadzorujących dojących, którzy zdają mu raporty. Gdy ilość krów się powiększa to potrzebna jest jeszcze grupa ludzi, którzy te raporty przeczytają i napiszą podsumowanie. Do tego trzeba jeszcze dodać ludzi do sprawdzania czy raporty te są zgodne z prawdą, a następnie utworzyć komórkę sprawdzającą czy ci tez nie ściemniają. Aby mieć dobry nadzór trzeba jeszcze dodać dodatkowy wydział sprawdzający czy zachowane są odpowiednie standardy i jakość, a pracownicy nie kradną oraz zapewnić tym niezależnym audytorom też odpowiedni nadzór. I z tego robi się już prawdziwa biurokracja, czyli machina zarządzająca i kontrolująca produkcję w bardzo dużym przedsiębiorstwie mleczarskim.
Przeciętny biurokrata pracujący w naszej przykładowej firmie mleczarskiej nie musi mieć jakiegokolwiek pojęcia o krowach czy dojeniu. W skrajnych przypadkach może nawet nie wiedzieć czym się zajmuje firma w której pracuje czy z czego ciągnie ona zyski. O takich drobiazgach jak technologia produkcji nie warto nawet wspominać. Jedyną rzeczą jaka najczęściej jest w zakresie jego zainteresowań są tabelki, raporty w których się muszą zgadzać rzeczy, ze które według opisu w podpisanej umowie o pracę jest odpowiedzialny. Jeżeli płacą mu za to by dopilnował, aby do danego punktu skupu odstawiono sto 10-litrowych baniaczków, to wcale nie musi się czuć zobowiązany do sprawdzenia czy są one wypełnione mlekiem czy soda kaustyczną. Na dobrą sprawę może nawet nie wiedzieć co w nich być powinno. Oczywiście jeżeli sprawdzenie tego co w nich ma być dostarczone nie leży w zakresie jego wyszczególnionych w umowie obowiązków. Ilość takich absurdów ma tendencję do narastania w sposób logarytmiczny w miarę rozrostu biurokracji i dywersyfikacji produkcji przedsiębiorstwa na przykład np. do mleka koziego i owczego, albo twarogu chudego i tłustego.
Powyżej pewnej wielkości rozdęta biurokracja przejada cały dochód wyprodukowany przez nieszczęsne krowy i w zasadzie nie gwarantuje niczego poza generowaniem kolejnych absurdów.
Zanim jednak doszłoby do takiej sytuacji opisana firma mleczarska by zbankrutowała co ogranicza żerowanie biurokracji na prywatnych przedsiębiorstwach, które muszą jednak pokazać jakiś zysk, aby przetrwać. Państwo teoretycznie też. Jednak w praktyce może ten moment odłożyć zwiększając podatki, zwiększając dług lub wymyślając inne kreatywne sposoby udawania, że ma pieniądze chociaż ich nie ma.
Nic więc dziwnego, ze właśnie w obrębie instytucji państwowych hodowano największe biurokratyczne absurdy i to od czasów starożytnych.

3. Wielki paradoks (drugi sekret biurokracji)
Jak widać biurokracja jest ściśle związana z wielkimi strukturami, jest bowiem jedynym sposobem w jaki osoby będące na szczycie drabiny decyzyjnej mogą kontrolować to co się dzieje na dole. Biurokracja musi więc kwitnąć w systemach opartych na wielkiej własności takich jak feudał, oligarchia czy komunizm. W tych systemach tylko niewielka grupa ludzi ma tytuł własności do czegokolwiek i co jest z tym nierozerwalnie związane, rozumie co to jest własność i potrafi się z nią obchodzić .
Paradoksalnie umiejętność obchodzenia się z własnością nie jest wcale czymś oczywistym. Inaczej postępuje człowiek przyuczony do życia z dnia na dzień, a inaczej taki który od dzieciństwa jest przyuczany na myślenie o długofalowych konsekwencjach tego co robi dla jego własności. Bez koncepcji własności myślenie długofalowe traci rację bytu. W końcu jak powiedział pewien filozof "Byt kształtuje świadomość". Jeżeli dzisiejsza zapobiegliwość czy oszczędność nie ma przełożenia na lepsze jutro, które gwarantuje pomnożony lub zachowany majątek - to po co się fatygować? Społeczności czerpiące dochód z pracy najemnej maja inne podejście do życia (jak najmniej się narobić ) niż te, których podstawą jest własność prywatna w których wysiłek włożony w zachowanie majątku budzi szacunek, nawet jeżeli profity nie są natychmiastowe.
W systemach opartych na wielkiej własności przeważa kultura pracowników najemnych i z nich rekrutowane są kadry dla biurokracji. Aby zrozumieć jakie ma to konsekwencje wróćmy do naszej firmy mleczarskiej.
Chyba nie trzeba wyobraźni, aby przewidzieć, ze gdyby w aparacie biurokratycznym naszej przykładowej mega-firmy mleczarskiej byli zatrudniani ludzie, którzy się wychowali na małych farmach na których hodowane były te same zwierzęta, co w naszej przykładowej firmie - to zarządzanie nią byłoby znacznie lepsze. Po pierwsze czuliby (a przynajmniej większa część z nich) sympatie do zwierząt kojarzących się ze szczęśliwym dzieciństwem nawet gdyby w pracy nie mieli do czynienia z krowami, to nie chcieliby ich w głupi sposób skrzywdzić, Po drugie wychowani byliby w kulturze która stygmatyzuje złe obchodzenie się ze zwierzętami (źle doglądane krowy mleka nie dają), Po trzecie wiedzieliby co jest dla zwierząt złe i na jakie sygnały trzeba szczególnie uważać nawet w raportach. Podejmowane przez nich decyzje byłyby lepsze pomimo iż zakres obowiązków byłby nie zmieniony. Na przykład wychowany na farmie chłopak nie dostarczyłby do skupu baniaczka z napisem soda kaustyczna, a typowy biurokrata i owszem (o ile w zakresie jego obowiązków byłoby po prostu dostarczenie baniaczka). Jest to kwestia wiedzy i presji środowiska.
Innymi słowy najlepszymi biurokratami do zarządzania firma mleczarską okazują się ci, którzy maja doświadczenie i nawyki do obchodzenia się z produkującymi mleko zwierzętami.
Podobnie z państwem. Najlepszymi biurokratami do zarządzania ta struktura są ci, którzy mają doświadczenie i nawyki do zarządzania swoją własnością czyli innymi słowy wywodzą się przede wszystkim z klasy średniej, która co jak co, ale w zarządzanie/obchodzenie się własnym majątkiem jest wdrażana od kołyski.
Jest to swoistym paradoksem, bowiem im silniejsza biurokracja tym mniej liczna jest tłamszona przez nią klasa średnia czyli grupa, która może dostarczyć jej najlepsze kadry. A gdy w biurokracji państwowej ton zaczną nadawać osoby, które nie rozumieją nawet, że niedoglądany majątek szybko wyparowuje, a w jego miejscu pojawia się chaos - państwo wkracza na równię pochyłą.
Jak widać biurokracja jest ściśle związana z wielkimi strukturami, jest bowiem jedynym sposobem w jaki osoby będące na szczycie drabiny decyzyjnej mogą kontrolować to co się dzieje na dole. Biurokracja musi więc kwitnąć w systemach opartych na wielkiej własności takich jak feudał, oligarchia czy komunizm. W tych systemach tylko niewielka grupa ludzi ma tytuł własności do czegokolwiek i co jest z tym nierozerwalnie związane, rozumie co to jest własność i potrafi się z nią obchodzić .
Paradoksalnie umiejętność obchodzenia się z własnością nie jest wcale czymś oczywistym. Inaczej postępuje człowiek przyuczony do życia z dnia na dzień, a inaczej taki który od dzieciństwa jest przyuczany na myślenie o długofalowych konsekwencjach tego co robi dla jego własności. Bez koncepcji własności myślenie długofalowe traci rację bytu. W końcu jak powiedział pewien filozof "Byt kształtuje świadomość". Jeżeli dzisiejsza zapobiegliwość czy oszczędność nie ma przełożenia na lepsze jutro, które gwarantuje pomnożony lub zachowany majątek - to po co się fatygować? Społeczności czerpiące dochód z pracy najemnej maja inne podejście do życia (jak najmniej się narobić ) niż te, których podstawą jest własność prywatna w których wysiłek włożony w zachowanie majątku budzi szacunek, nawet jeżeli profity nie są natychmiastowe.
W systemach opartych na wielkiej własności przeważa kultura pracowników najemnych i z nich rekrutowane są kadry dla biurokracji. Aby zrozumieć jakie ma to konsekwencje wróćmy do naszej firmy mleczarskiej.
Chyba nie trzeba wyobraźni, aby przewidzieć, ze gdyby w aparacie biurokratycznym naszej przykładowej mega-firmy mleczarskiej byli zatrudniani ludzie, którzy się wychowali na małych farmach na których hodowane były te same zwierzęta, co w naszej przykładowej firmie - to zarządzanie nią byłoby znacznie lepsze. Po pierwsze czuliby (a przynajmniej większa część z nich) sympatie do zwierząt kojarzących się ze szczęśliwym dzieciństwem nawet gdyby w pracy nie mieli do czynienia z krowami, to nie chcieliby ich w głupi sposób skrzywdzić, Po drugie wychowani byliby w kulturze która stygmatyzuje złe obchodzenie się ze zwierzętami (źle doglądane krowy mleka nie dają), Po trzecie wiedzieliby co jest dla zwierząt złe i na jakie sygnały trzeba szczególnie uważać nawet w raportach. Podejmowane przez nich decyzje byłyby lepsze pomimo iż zakres obowiązków byłby nie zmieniony. Na przykład wychowany na farmie chłopak nie dostarczyłby do skupu baniaczka z napisem soda kaustyczna, a typowy biurokrata i owszem (o ile w zakresie jego obowiązków byłoby po prostu dostarczenie baniaczka). Jest to kwestia wiedzy i presji środowiska.
Innymi słowy najlepszymi biurokratami do zarządzania firma mleczarską okazują się ci, którzy maja doświadczenie i nawyki do obchodzenia się z produkującymi mleko zwierzętami.
Podobnie z państwem. Najlepszymi biurokratami do zarządzania ta struktura są ci, którzy mają doświadczenie i nawyki do zarządzania swoją własnością czyli innymi słowy wywodzą się przede wszystkim z klasy średniej, która co jak co, ale w zarządzanie/obchodzenie się własnym majątkiem jest wdrażana od kołyski.
Jest to swoistym paradoksem, bowiem im silniejsza biurokracja tym mniej liczna jest tłamszona przez nią klasa średnia czyli grupa, która może dostarczyć jej najlepsze kadry. A gdy w biurokracji państwowej ton zaczną nadawać osoby, które nie rozumieją nawet, że niedoglądany majątek szybko wyparowuje, a w jego miejscu pojawia się chaos - państwo wkracza na równię pochyłą.

4. Państwo prawa i klasa średnia kontra wielka własność i biurokracja (trzeci sekret biurokracji)
Studiując historię, nawet ta starożytną, ma się wrażenie, ze regułą jest, ze państwa z rozwinięta biurokracją miały również rozwiniętą do nieprawdopodobnych rozmiarów korupcję i z trudem kontrolowały to co się dzieje na ich terytorium. Co pewien okres czasu doprowadzało to zresztą do buntów ludności mocno zdenerwowanej zdzieraniem z niej ostatniej koszuli
Ma to swoista logikę, bo rozdęta biurokracja jest ściśle związana z wielka własnością, która stoi ponad biurokracją (po prostu ja przekupując) i z zanikiem nie tylko średniej, ale również drobnej własności, na której, zasmakowawszy w korupcji, biurokracja żeruje. Następuje więc dewastacja środowisk, które dla swojego przetrwania potrzebują jasnych i stabilnych reguł oraz są największym sojusznikiem silnego (choć niekoniecznie wszechobecnego) państwa, które przestrzeganie tych reguł potrafi wyegzekwować.. Bez kooperacji tych środowisk skorumpowana biurokracja wcześniej czy później osiąga punkt w którym nie jest w stanie zapanować nad chaosem i dostarczyć podstawowych rzeczy od państwa oczekiwanych.
Państwem prawa nie jest zainteresowana wielka własność, Co więcej może uważać je nawet za szkodliwe dla siebie. Państwo prawa stwarza bowiem warunki dla równej konkurencji, które wygrywają przedsiębiorstwa/ majątki średniej wielkość czyli takiej przy których jest możliwe zarządzanie bez rozdętej i kosztownej biurokracji. Bez uprzywilejowania, lub kontrolowania miejsc, które dają absurdalnie wysoki dochód (przysłowiowe kopalnie złota) wielka własność się po prostu nie rozwinie.
Koncepcja państwa prawa i związane z nią jasne reguły są więc tożsame z koncepcja państwa klasy średniej, a nie państwa biurokratów. Co więcej klasa średnia jest jedyna siłą, która ma interes w utrzymaniu państwa na tyle silnego by móc wyegzekwować najważniejsze zasady pozwalające utrzymać środowisko w którym średnia i drobna własność może przetrwać.
Państwa prawa nie zapewni więc żaden zbiurokratyzowany wymiar sprawiedliwości, lecz armia średniaków, którzy w jego utrzymaniu maja żywotny interes. Co więcej w kulturze klasy średniej koszty utrzymania praworządności są wpisane w "wydatki biznesowe" podobnie jak koszty zaangażowania się w utrzymania spokoju społecznego, higieny otoczenia, edukacji, wspomagania instytucji promujących odpowiednie nawyki.
Studiując historię, nawet ta starożytną, ma się wrażenie, ze regułą jest, ze państwa z rozwinięta biurokracją miały również rozwiniętą do nieprawdopodobnych rozmiarów korupcję i z trudem kontrolowały to co się dzieje na ich terytorium. Co pewien okres czasu doprowadzało to zresztą do buntów ludności mocno zdenerwowanej zdzieraniem z niej ostatniej koszuli
Ma to swoista logikę, bo rozdęta biurokracja jest ściśle związana z wielka własnością, która stoi ponad biurokracją (po prostu ja przekupując) i z zanikiem nie tylko średniej, ale również drobnej własności, na której, zasmakowawszy w korupcji, biurokracja żeruje. Następuje więc dewastacja środowisk, które dla swojego przetrwania potrzebują jasnych i stabilnych reguł oraz są największym sojusznikiem silnego (choć niekoniecznie wszechobecnego) państwa, które przestrzeganie tych reguł potrafi wyegzekwować.. Bez kooperacji tych środowisk skorumpowana biurokracja wcześniej czy później osiąga punkt w którym nie jest w stanie zapanować nad chaosem i dostarczyć podstawowych rzeczy od państwa oczekiwanych.
Państwem prawa nie jest zainteresowana wielka własność, Co więcej może uważać je nawet za szkodliwe dla siebie. Państwo prawa stwarza bowiem warunki dla równej konkurencji, które wygrywają przedsiębiorstwa/ majątki średniej wielkość czyli takiej przy których jest możliwe zarządzanie bez rozdętej i kosztownej biurokracji. Bez uprzywilejowania, lub kontrolowania miejsc, które dają absurdalnie wysoki dochód (przysłowiowe kopalnie złota) wielka własność się po prostu nie rozwinie.
Koncepcja państwa prawa i związane z nią jasne reguły są więc tożsame z koncepcja państwa klasy średniej, a nie państwa biurokratów. Co więcej klasa średnia jest jedyna siłą, która ma interes w utrzymaniu państwa na tyle silnego by móc wyegzekwować najważniejsze zasady pozwalające utrzymać środowisko w którym średnia i drobna własność może przetrwać.
Państwa prawa nie zapewni więc żaden zbiurokratyzowany wymiar sprawiedliwości, lecz armia średniaków, którzy w jego utrzymaniu maja żywotny interes. Co więcej w kulturze klasy średniej koszty utrzymania praworządności są wpisane w "wydatki biznesowe" podobnie jak koszty zaangażowania się w utrzymania spokoju społecznego, higieny otoczenia, edukacji, wspomagania instytucji promujących odpowiednie nawyki.

5. Kompletna definicja klasy średniej
Na pierwszych paragrafach zdefiniowaliśmy klasę średnią jako grupę ludzi o pewnym pułapie dochodu. Nie jest to jednak cała prawda. W systemach niewolniczych wysoko wykwalifikowani niewolnicy też osiągali niejednokrotnie tak wysokie dochody, że nie tylko prowadzili wygodne życie, ale mogli się nawet wykupić. Nie czyniło z nich to jednak klasy średniej. Bez względu na to ile zarabiali cały czas pozostawali niewolnikami od których nic nie zależało i których aktywność sprowadzała się do wykonywania cudzych poleceń.
Przykładem z bliższych czasów są ludzie z tak zwanym syndromem "nowobogackich". Jak sama nazwa wskazuje dysponują oni majątkiem niejednokrotnie znacznie przewyższającym przeciętny lecz są zainteresowani tylko czerpaniem z niego korzyści (czego symbolem jest ich ostentacyjny styl). Ta grupa ludzi nie rozumie, ze utrzymanie majątku wymaga szeregu działań, które nie generują bezpośrednio dochodu, ale zapewniają stabilne środowisko w którym ich nowo zdobyte pieniądze i świeżo stworzone biznesy mogą prosperować.
Pieniądze owszem mają pewne znaczenie dla definicji klasy średniej, jednak nie pieniądze są głównym wyznacznikiem. Posłużmy się XIX wiecznymi przykładami. Czy można odmówić przynależności do klasy średniej nie posiadającemu żadnego osobistego majątku duchownemu, który organizuje pomoc dla dzieci z trudnych rodzin odciągając je od pokus związanych z naruszaniem prawa? Czy do klasy średniej zaliczylibyśmy lekarza, który być może nie osiąga znacznych dochodów, ale aktywnie dział promując higienę i profilaktykę, a tym samym zmniejszając ryzyko wybuchu epidemii? Gdzie zakwalifikujemy nauczycieli (zawsze niedoinwestowana grupa) pomagającym bezinteresownie zdolnym dzieciom z biednych rodzin, które dzięki tej pomocy mogą wyrosnąć na bardzo produktywnych członków lokalnej wspólnoty?
W tradycji większości funkcjonujących państw właśnie poczucie odpowiedzialności za otoczenie, bezinteresowne zaangażowanie w jego sprawy, a przede wszystkim rozumienie jego potrzeb w najszerszym zakresie było wyznacznikiem przynależności do klasy średniej i źródłem płynącego stąd prestiżu.
Na pierwszych paragrafach zdefiniowaliśmy klasę średnią jako grupę ludzi o pewnym pułapie dochodu. Nie jest to jednak cała prawda. W systemach niewolniczych wysoko wykwalifikowani niewolnicy też osiągali niejednokrotnie tak wysokie dochody, że nie tylko prowadzili wygodne życie, ale mogli się nawet wykupić. Nie czyniło z nich to jednak klasy średniej. Bez względu na to ile zarabiali cały czas pozostawali niewolnikami od których nic nie zależało i których aktywność sprowadzała się do wykonywania cudzych poleceń.
Przykładem z bliższych czasów są ludzie z tak zwanym syndromem "nowobogackich". Jak sama nazwa wskazuje dysponują oni majątkiem niejednokrotnie znacznie przewyższającym przeciętny lecz są zainteresowani tylko czerpaniem z niego korzyści (czego symbolem jest ich ostentacyjny styl). Ta grupa ludzi nie rozumie, ze utrzymanie majątku wymaga szeregu działań, które nie generują bezpośrednio dochodu, ale zapewniają stabilne środowisko w którym ich nowo zdobyte pieniądze i świeżo stworzone biznesy mogą prosperować.
Pieniądze owszem mają pewne znaczenie dla definicji klasy średniej, jednak nie pieniądze są głównym wyznacznikiem. Posłużmy się XIX wiecznymi przykładami. Czy można odmówić przynależności do klasy średniej nie posiadającemu żadnego osobistego majątku duchownemu, który organizuje pomoc dla dzieci z trudnych rodzin odciągając je od pokus związanych z naruszaniem prawa? Czy do klasy średniej zaliczylibyśmy lekarza, który być może nie osiąga znacznych dochodów, ale aktywnie dział promując higienę i profilaktykę, a tym samym zmniejszając ryzyko wybuchu epidemii? Gdzie zakwalifikujemy nauczycieli (zawsze niedoinwestowana grupa) pomagającym bezinteresownie zdolnym dzieciom z biednych rodzin, które dzięki tej pomocy mogą wyrosnąć na bardzo produktywnych członków lokalnej wspólnoty?
W tradycji większości funkcjonujących państw właśnie poczucie odpowiedzialności za otoczenie, bezinteresowne zaangażowanie w jego sprawy, a przede wszystkim rozumienie jego potrzeb w najszerszym zakresie było wyznacznikiem przynależności do klasy średniej i źródłem płynącego stąd prestiżu.

6. Totalna rozwałka - symptom zaniku klasy średniej.
Napisaliśmy tony na temat patologi w działaniach instytucji pewnej gminy, Jeden z przypadków ewidentnej patologi wyeskalowaliśmy do granic absurdu. Nikt nie zainterweniował (ani w administracji, ani w strukturach wymiaru sprawiedliwości, ani innych organizacjach finansowanych przez państwo) pomimo iż dotyczy on tak newralgicznego tematu jak wiarygodności rejestrów dotyczących nieruchomości i praw własności w nich ujawnionych. Czyżby nikt nie rozumiał konsekwencji braku poszanowania praw ujawnionych w tych rejestrach, pomimo iż potencjalnie może on dotknąć każdego właściciela nieruchomości? Jak to możliwe, skoro najprawdopodobniej większość z kilkuset funkcjonariuszy z którymi korespondowaliśmy posiada najprawdopodobniej własny dom lub mieszkanie. Ich rodziny zresztą pewnie też. Czyżby nikt z nich nie potrafił skojarzyć sobie, że przy tak szerokim przyzwoleniu na patologię, jak to przez nas udokumentowane oni lub ich najbliżsi mogą stać się kolejna ofiarą?
Wygląda na to, że instytucje państwowe zostały obsadzone, przez typowych "nowobogackich". Gdzie w takim wypadku schowała się klasa średnia z jej poszanowaniem prawa własności? Czy jeszcze istnieje?
Nie pozostaje nam nic innego jak udać się w jej poszukiwanie. .
Więcej o klasie średniej w linkach pod obrazkami.
Napisaliśmy tony na temat patologi w działaniach instytucji pewnej gminy, Jeden z przypadków ewidentnej patologi wyeskalowaliśmy do granic absurdu. Nikt nie zainterweniował (ani w administracji, ani w strukturach wymiaru sprawiedliwości, ani innych organizacjach finansowanych przez państwo) pomimo iż dotyczy on tak newralgicznego tematu jak wiarygodności rejestrów dotyczących nieruchomości i praw własności w nich ujawnionych. Czyżby nikt nie rozumiał konsekwencji braku poszanowania praw ujawnionych w tych rejestrach, pomimo iż potencjalnie może on dotknąć każdego właściciela nieruchomości? Jak to możliwe, skoro najprawdopodobniej większość z kilkuset funkcjonariuszy z którymi korespondowaliśmy posiada najprawdopodobniej własny dom lub mieszkanie. Ich rodziny zresztą pewnie też. Czyżby nikt z nich nie potrafił skojarzyć sobie, że przy tak szerokim przyzwoleniu na patologię, jak to przez nas udokumentowane oni lub ich najbliżsi mogą stać się kolejna ofiarą?
Wygląda na to, że instytucje państwowe zostały obsadzone, przez typowych "nowobogackich". Gdzie w takim wypadku schowała się klasa średnia z jej poszanowaniem prawa własności? Czy jeszcze istnieje?
Nie pozostaje nam nic innego jak udać się w jej poszukiwanie. .
Więcej o klasie średniej w linkach pod obrazkami.
Na stronie wykorzystano obrazy następujących malarzy polskich;
Wojciech Gerson "Spotkanie na drodze"
Feliks Sypniewski "Na polowaniu z chartami"
Leon Wyczółkowski "W loży"
Wincenty Wodzinowski "Koncert domowy"
Wincenty Kasprzycki Wystawa "Sztuk Pięknych w Warszawie"
Wojciech Gerson "W Tatrach"
Wadysaw Podkowiski "Spotkanie"
Leon Wyczółkowski "Gra w krokieta"
Józef Rapacki "W kawiarni Ziemiaska"
Napoleon Orda "Kazimierz"
Wszystkie dzieła sztuki wykorzystane na stronie znajdują się w domenie publicznej i zostały zaczerpnięte z Wikimedia Commons. |